środa, 27 grudnia 2017

[17]Jeden dzień, nie był jednak jednodniowy









20 grudzień, szpital, wlew, pobyt jednodniowy...okazał się jednodniowym nie być. Do szpitala zawiózł mnie mąż, dosłownie zawiózł i doprowadził. Byłam tak słaba, że trudność sprawiało mi nawet siedzenie, dobrze, że oddział dysponuje fotelem i leżanką dla pacjentów jednodniowych. Padłam. Lekarki po zbadaniu mnie podjęły decyzję, że muszę zostać w szpitalu ze względu na osłabienie. Zostałam. Niewiele do mnie docierało, byłam jak na haju. Kroplóweczka i tabletki i krok po kroku wracałam do normalności, o ile stan wiecznego kaca normalnością można nazwać. Kolejną dawkę chemioterapii dostałam późnym popołudniem, a właściwie o 18. Nie było źle. Dalam radę. Nudności i wymiotów nie było, było za to lekkie osłabienie. Nazajutrz koło południa siostra zabrała mnie do domu. Byłam na tyle wzmocniona, że zahaczyłyśmy o sklep medyczny po perukę i chusteczkę. Git.