wtorek, 24 kwietnia 2018

[27] Nowe "kwiatuszki" po chemioterapii







Ostatnia chemioterapia...28 lutego... Jak to było dawno, a jednocześnie... ech wracają wspomnienia. Na szczęście to tylko wspomnienia!!!
24 kwietnia... czuję się, jakby to określić, może być - nie jest źle. Cieszę się każdym dniem, dniem, których przecież mogło nie być. Jadę tu, jadę tam... odpoczywam.
Ale nie, nie, nie jest tak do końca kolorowo. Bardzo bolą mnie stawy, kości, mięśnie, ale jednak to pikuś w porównaniu z tym co... było. 
Od Wielkanocy ból "wszystkiego" przy wstawaniu z nocy, czy z dłuższego siedzenia... ruszam się jak pingwin, bo bolą stopy, kolana, biodra... Jak maszyna potrzebuję rozruchu. Potem to już "jakoś" leci, "jakoś" , bo tak całkiem ból nie ustępuje. A do tego mrowienie w kończynach, powrócił sprzed lat ból barku (kiedyś miałam poważne z nim problemy). Ogólnie jestem lekko opuchnięta, podobno pamiątka po sterydach, ma to minąć.
Wczoraj byłam u mojej pani onkolog L (tak naprawdę mam ich trzy pani L., pani C., pani P.). Oczywiście prywatnie, bo dostanie się na NFZ graniczy z cudem, a ja chyba limit cudów w chorobie już wykorzystałam. Pani doktor zbadała, przejrzała badania i rzekła krótko... "brak hormonów i chemia, której się pani nabrała, potrzeba czasu". Potrzeba czasu! Ja to wiem, ale ten ból, mrowienie, drętwienie... Dostałam leki, no i zobaczymy... "hemoglobina nieco słaba..."
Mówi się, czas goi rany... To chyba nie do końca prawda. Wczoraj też byłam na oddziale chemioterapii, by przepłukać port (dojście dożylnie)... Boże...Ten widok (ludzie przypięci do maszyn i kroplówek) i ten zapach...z trudem powstrzymywałam się, by nie płakać, ale za to teraz łzy płyną mi po policzku. Powinnam się cieszyć, zapomnieć... tego drugiego nie umiem.  Wiem Pan Bóg darował mi drugie życie, obszedł się ze mną łagodnie.. razem ze mną pognał tego gada!!! Ale są inni, obcy chorzy - czemu mnie to boli? Ściska w gardle. Robi mi się niedobrze. 
Dodałam do swoich skutków ubocznych ból stawów, kości, mięśni, mrowienie kończyn... 
Bardzo popsuł mi się wzrok. Trochę za pewne to i latka, ale i chemioterapia i operacje, a dokładniej znieczulenia dodały swoje...Wzrok leci ... potrzebuję chyba nowych okularów. Teraz mam oprawki różowe i chyba takie zostaną, bo przez różowe okulary świat jest piękniejszy.
Dzisiaj mam ambitny plan, by zatrzeć ślady dnia wczorajszego...wylegiwać się na słonku, spacerować, coś tam zrobić w domu... czyli standard. 
Wstałam jak pingwinek...boli, ale wiem, że jeszcze mam tyle do zrobienia, tyle planów, tyle miejsc do odwiedzenia...