piątek, 17 listopada 2017

[7] Promyk, który przywrócił mnie światu













Och, pojawiło się światełko…może nie będzie tak źle. Zmęczona, obolała, ale… No właśnie to piękne „ale”. Od operującego mnie profesora usłyszałam, że „będzie dobrze”! Dobrze? Ale jak dobrze?…”Pozostałe narządy organoleptycznie bez zmian. Niemniej jednak wynik histopatologiczny…Trzeba czekać.”  I czekałam do 16 listopada. Długo? Dla mnie była to wieczność. I często robienie dobrej miny do złej gry. Duszenie w sobie żalu, smutku, psychicznego cierpienia.
Jak wspominam pobyt w szpitalu? Uśmiech położnych, rady, ciągły ruch…i to niewygodne łóżko.
16 listopada zadzwoniła do mnie siostra z wiadomością: „Jest wynik. Wynik jest dobry”…W duszy radość, a oczy utonęły we łzach. Puściły nerwy…do tego stopnia, że trudno było mi opanować własne ciało, które trzęsło się jakby…
Telefon…najpierw mąż, brat, teściowa, najbliższe koleżanki, siostra I (razem pracujemy), która mnie wspierała modlitwą…Tak modlitwa kolejny mój sojusznik. Chyba nawet lepszy niż tabletki uspokajające…TAK lepszy…O tym też napiszę…