wtorek, 19 grudnia 2017

[16] Nie tak miało być, objawy chemioterapii









... Miał być wpis codziennie... no... nie dałam rady.
13 grudnia chemia, 14 chemia, 15 chemia, 16 chemia.... jest ok. Noc z 16/17 chemioterapia zaczyna dawać o sobie znać. Nudności, wymioty... ale daję radę, a przynajmniej staram się. Ostatni dzień z pierwszego pięciodniowego cyklu... i do domu. Już niestety bardzo osłabiona. Bez sił, ale szczęśliwa JADĘ DO DOMU!!! A w domu.... masakra, dopiero się zaczęło...nudności, wymioty, totalne osłabienie, no i ta bezsenność. Ona potrafi rewelacyjnie uprzykrzyć życie zdrowemu, a co dopiero choremu człowiekowi. Chodziłam, chociaż trudno to chodzeniem nazwać, słaniałam się na nogach i tu bezcenna okazała się miłość i pomoc najbliższych. Trudno mi nawet sobie wyobrazić, co czuły moje dziewczyny patrząc na matkę, która zawsze silna, uśmiechnięta, rozgadana... stała się bezradnym no... prawie dzieckiem... Tu wspomnę o pysznych rosołkach mojej N - super zastrzyk energii. I tylko ów rosołek "wchodził" we mnie.
Wracając do samopoczucia... było ciężko, każdy ruch wymagał ode mnie ogromnego wysiłku, samozaparcia, często nawet determinacji - tylko po to, by pokazać rodzinie, że nie jest źle. Fakt, dostałam leki mające mnie zabezpieczyć przez niepożądanymi skutkami chemioterapii...Boże kochany, chyba tak jak dostałam od Ciebie bardzo nietypowego i rzadkiego GADA, tak i do tego krzyża dorzucileś mi lekką tylko skuteczność leków osłaniajacych i wspomagających...Nie, nie skarżę się... bo wiem, że jesteś ze mną cały czas, wspierasz, pomagasz, popychasz do działania. Leki lekami, moim lekarstewkiem jest modlitwa i moja kochana rodzina, no i najsłodszy cukiereczek O., który szuka babci :), który każdego wieczoru przychodzi dać buziaka.

Chemia robi swoje... też pustoszy mój organizm. Napisałam o moim samopoczuciu... kurde ciągle jestem na totalnym kacu, ciężko mi się myśli, ale jest jeszcze jeden objaw... coraz częściej i coraz silniej boli mnie głowa...czyżby chemioterapia przywołała migrenę?  Ciągłe poty, ogólne osłabienie, niechęć do jakiegokolwiek działania to jest to, co bardzo dokucza.  Nie bez znaczenia, a może nawet powiedziałabym największą bolączką, jest OGROMNA wrażliwość na zapachy. Z tym poradzić sobie nie mogę, zmiana pościeli czasami 2-3 razy dziennie, kilkukrotne w ciągu dnia kąpiele, pranie bez detergentów...  przynosiło ulgę tylko na chwilę, by za niedługo znowu dać o sobie znać. Jedynie co aktualnie mi nie śmierdzi i nie wywołuje odruchów wymiotnych to woda cytrynowa i pomarańcza. Jednak dzisiaj jest nieco lepiej (27 grudnia).
Zdarzyło się też zasłabnięcie, ale trzeźwość umysłu mojego męża i córci A. nie pozwoliły mi stracić przytomności. Koleżanko z pracy MN dobrze wyszkoliłaś mi córcię!!! 
Dałam radę przetrwać do następnego wlewu... Po pierwszym razie pięciodniowego pobytu w szpitalu, ponownie musiałam stawić się do szpitala na pobyt tym razem jednodniowy...