środa, 29 listopada 2017

[9] Czekam…szukam…











Czekając… na dalej…czy dalej…co dalej…jak dalej…. Szukam niekonwencjonalnych metod leczenia raka. Czy są takie? Nie wiem, zatem nazwę je inaczej… szukam niekonwencjonalnych metod wspierających walkę z nowotworem… Nadmienię, że do tego namawiają mnie i podsuwają informacje koleżanki z pracy, znajomi, rodzina. Jedni podrzucają mi konkretne produkty, inni stronki www., a jeszcze inni…słyszeli od jeszcze innych. Sprawdzam to wszystko, czytam, dobieram dla siebie. Powiecie… skąd wiem, co dla mnie dobre, co się sprawdzi… Nie wiem, ale wierzę, a wiara czyni cuda.
Tak! Wiara! Modlitwa, nowenny, rozmowa… Tak szczerze to właśnie to „lekarstwo” koi moje serce, duszę, myśli. To właśnie to „lekarstwo” działa cuda. Dziwne? Absolutnie NIE! Obolała, po pierwszej operacji, pojechałam do Częstochowy, droga do łatwych nie należała, bardzo bolały mnie jelita…Boże nic mnie tam nie bolało, a tyle czasu  spędziłam na terenie Sanktuarium. Może to tylko i aż wiara? Wiem jedno… tam na górze, są tacy, którzy pomagają mi pchać ten wózek, pomagają mi, kiedy przychodzą chwile załamania, kiedy przedziera się przez moje myśli „rak to ciężka choroba, rak to podstępny drań”…
Szukam… Ileż przeczytałam informacji, iluż wysłuchałam porad…
Co robię?  Piję korzeń mniszka lekarskiego, siemię lniane, czarnuszkę, zieloną herbatę… dodaję do potraw kurkumę, ostropest plamisty. Piję dużo soków świeżo wyciskanych…marchew, buraki czerwone, brokuł, kapusta, natka pietruszki, cytryna. Nie bez znaczenia są owoce takie jak granat, hurma, jabłka, banany…
Czy pomagają w mojej walce? Myślę, że tak. Wszak ważna w leczeniu jest dieta.
Co jeszcze robię? Spacery, spacery, spacery… niedługie, gdyż dwie operacje zrobiły swoje w tak krótkim czasie, dokuczają jelita, no i zmęczenie szybciej przychodzi. Niemniej jednak coraz mniej czasu spędzam na kanapie.
Idę do przodu, optymistycznie patrzę w przyszłość… tyle rzeczy jeszcze muszę zrobić!!!