22 listopad… kolejne konsylium, tym razem pojechałam bez obstawy. Oczywiście nie sama, bo ze szwagrem, ale lekarzom czoła musiałam stawić sama. Najgorsze to czekanie… Wiem, że dobrze, ale jak dobrze, czy całkiem dobrze, czy tylko trochę… „Wynik histopatologiczny jest dobry. Nasza rola już się skończyła. Leczenie się zakończyło.Nie mamy pani nic więcej do zaproponowania. Trzeba się tylko kontrolować. Za dwa tygodnie proszę się zgłosić po kartę.” Jaką kartę? Tego już nie zapamiętałam. W uszach brzmiało:”Jest dobrze. Leczenie zakończone”. Boże! Dziękuję! Królowo Różańca Świętego … to Twoja sprawka. Dziękuję!
Patrząc na kobiety, które są przed…,
które czekają – widziały moją radość, chyba im się też nieco tej radości
udzieliło. Bez zastanowienia podarowałam im… modlitwę Nowennę
Pompejańską… Im też na pewno pomoże.
Droga do domu… jakże inna od
wcześniejszych. Słońce tego dnia nie świeciło, a ja je widziałam… Sms do
tych, którzy czekali… I nagle…nieeeeeeeeee. Telefon od lekarza: „Pani
XX, nasza pani onkolog przejrzała dokładnie dokumenty i zaproponowałaby
profilaktycznie chemioterapię. Proszę się nie denerwować, jest dobrze,
ale to tak profilaktycznie…” Troszeczkę słońce zaszło, a przecież wcale
go nie było! No cóż… jak trzeba, to trzeba…
Trochę nie tak dostałam tą informację, ale tyle już przeszłam, zniosę i to.
Pytacie, czy się poddam? Nie wiem.
Podjęłam, myślę, że dobrą decyzję: skonsultuję się jeszcze z jakimś
onkologiem, może nie jednym… Zresztą tak poradziło mi kilka osób, które
otarły się o raka…
Nie mam jeszcze informacji o
chemioterapii z oddziału… czekam, a czekając szukam, konsultuję, czytam,
rozmawiam… Czekam i wierzę, że za jakiś czas napiszę WALKA
ZAKOŃCZONA!!!